Urząd Gminy stał się nietypowym centrum edukacyjnym za sprawą Oleny Malechko z tego miasta w centralnej Ukrainie. Z budynku przy ul. Krakowskiej 19 kobieta prowadzi zdalne lekcje języka ukraińskiego dla swoich uczniów. -Mam miejsce i dobry zasięg, dlatego tu jestem. Mogę na odległość rozmawiać z uczniami, którzy, tak jak ja uciekli z kraju ogarniętego wojną, oraz z tymi, którzy w nim pozostali – mówi Olena. -Zupełnie nie wiem jak potoczą się losy nas wszystkich, a dzięki łączom internetowym możemy przynajmniej na siebie popatrzeć – dodaje nauczycielka.

Olena prowadzi lekcje według podziału godzin, który obowiązywał, gdy wszyscy byli na miejscu. Dziś większość jej uczniów przebywa w Polsce, ale i we Francji, Niemczech, Słowenii, Mołdawii, Hiszpanii oraz we Włoszech. -Można powiedzieć, że większość z nas uciekło. Wiele szkół zostało zniszczonych, nasza wciąż jest, a lekcje, gdy tylko to możliwe, odbywają się w trybie online. Kiedy wyją syreny, które zwiastują niebezpieczeństwo, dzieci zbiegają do schronów i piwnic, a po ich ustaniu – wracają na lekcje. Są bardzo smutne, niestety nie mają żadnej motywacji do nauki. Kocham swoją pracę i moje dzieciaki, dlatego staram się być z nimi na bieżąco – mówi Olena.

Olena Malechko uciekła z Winnicy z dwoma córkami, które rozpoczęły już naukę w tarnowskich szkołach. Młodsza ma 9 lat, starsza – 16. Mąż i rodzice zostali na miejscu. Jak mówi, kontakt z rodziną jest trudny, bo wszyscy nawzajem martwią się o siebie. -To rozmowy pełne łez – przyznaje nauczycielka.

Olena zamieszkała u swojej rodziny w Tarnowie. Jest wdzięczna Polakom za to, że pomagają uciekinierom. Kobieta ciągle czyta wiadomości o wojnie w jej kraju. Najbardziej boli ją, gdy giną dzieci. -One nie zasłużyły na śmierć! - krzyczy.

Tuż po wybuchu wojny Ukrainka pracowała jako wolontariuszka przy rannych. Także jej uczniowie organizowali pożywienie dla żołnierzy, a nawet wyplatali dla nich siatki ochronne. Dziś ukrywają się pod ziemią, bo wychodzenie na zewnątrz jest zbyt niebezpieczne. {Play}