Przed nami Narodowe Święto Niepodległości, obchodzone rokrocznie 11 listopada dla upamiętnienia odzyskania niepodległości przez Polskę w 1918 roku. Po 123 latach zaborów (1795 – 1918) nasz kraj wrócił na mapy świata. Na terenie gminy Tarnów znajduje się sporo śladów ogromnego wysiłku ludzi, którzy złożyli daninę z własnej krwi. O odkrywanie zagadek przeszłości i o ich upamiętnianie od lat dba samorząd gminy Tarnów.

- Pierwsza wojna zakończona odzyskaniem niepodległości przez Polskę dla naszego narodu była także ogromną tragedią. W tamtej wojnie, zanim odzyskaliśmy niepodległość, Polacy złożyli ogromną daninę krwi. Kilka milionów Polaków zostało powołanych do wojska przez wszystkie państwa zaborcze. Polacy walczyli w armii rosyjskiej, niemieckiej i austro – węgierskiej. Niejednokrotnie zdarzało się, że walki na froncie przybierały charakter walk bratobójczych – relacjonuje historyk i znawca regionu, Adam Ryba. W bitwie pod Łowczówkiem, w gminie Pleśna, w grudniu 1914 roku, gdy zmagania legionistów z Rosjanami sięgnęły zenitu, na czas Wigilii przerwano walki. I wówczas z polskich i rosyjskich okopów popłynęły kolędy, po obu stronach śpiewane po polsku. W tej bitwie, po obu stronach frontu walczyli przeciwko sobie Polacy. Z jednej strony legioniści a z drugiej potomkowie polskich zesłańców syberyjskich.

Warto przypomnieć, że na terenie naszej gminy znajduje się pięć cmentarzy z I wojny światowej, na których zostali pochowani żołnierze armii rosyjskiej i austro – węgierskiej. Na niektórych tablicach nagrobkowych są polskie nazwiska. Niezwykłym symbolem tamtej wojny i udziału Polaków jest przydrożny drewniany krzyż w Błoniu. Podczas bitwy o Tarnów, pod bardzo silnym rosyjskim ostrzałem artyleryjskim znalazł się stacjonujący w tej miejscowości austriacki oddział. Zabitych i rannych zostało wielu żołnierzy. Jeden z nich, ciężko ranny, leżał pod drzewem w lesie „Dębrza”. Gdy do niego podeszli okoliczni mieszkańcy, okazało się że konający żołnierz jest Polakiem i prosi o modlitwę. Żołnierz został pochowany na cmentarzu wojennym w Błoniu, natomiast mieszkańcy dla upamiętnienia tego wydarzenia, po kilku latach odlali figurkę Jezusa, którą przymocowali do pnia drzewa, pod którym skonał żołnierz.
W latach 60 – tych z inicjatywy ks. dr Piotra Gajdy, obok drzewa, na betonowym postumencie, został osadzony drewniany krzyż, do którego przymocowano figurkę Jezusa, poprzednio przytwierdzoną do pnia drzewa. Historia Polaka – austriackiego żołnierza stała się bardzo ważną częścią historii lokalnej miejscowości. A pamięć o poległym wojaku kazała miejscowym jeszcze przez przeszło 50 lat po tamtych wydarzeniach zanosić kwiaty na wojenny cmentarz w Błoniu, na grób z polskim nazwiskiem „Martyniuk”.

Także innych śladów tragicznej przeszłości jest na terenie gminy Tarnów sporo.
Z inicjatywy wójta Grzegorza Kozioła, w październiku 2011 roku na Cmentarzu Komunalnym w Tarnowie – Krzyżu rozpoczęto poszukiwania a później odnaleziono miejsce pochówku pochodzących z gminy Tarnów żołnierzy Zrzeszenia „WiN” Mieczysława Cielochy ps. Sprytny i Stanisława Kiełbasy. Obaj zostali zamordowani 7 lutego 1947 r. z wyroku Wojskowego Sądu Rejonowego w Krakowie. Mieczysław Cielocha został skazany na śmierć za udział w zamachu na sowieckiego doradcę, a faktycznie kierownika PUBP w Tarnowie oficera NKWD Lwa Sobolewa, natomiast Stanisław Kiełbasa otrzymał wyrok śmierci za udział w ataku na posterunek UB – ORMO w Jodłówce – Wałkach. Razem ze wspomnianymi został rozstrzelany żołnierz z tego samego oddziału, także pochodzący z gminy Tarnów - Bronisław Cielocha, którego miejsce pochówku na cmentarzu parafialnym w Woli Rzędzińskiej zostało odnalezione kilka lat później. Na obu miejscach pochówku, jako mogiłach wojennych, zostały wybudowane nagrobki, ufundowane przez wojewodę małopolskiego.

Wykonaniem wyroku na Lwa Sobolewa, co miało miejsce 10 września 1946 roku na tarnowskim burku, dowodził Jan Jandziś, także związany z gminą Tarnów – przez pewien czas pomieszkiwał w Zgłobicach, gdzie pomagał synowi budować dom. Sierżant Jandziś w czasie wojny był szefem 4 kompanii Batalionu „Barbara” 16 PP Armii Krajowej, a po wkroczeniu armii radzieckiej, stanął na czele oddziału osłonowego rejonu południowo – wschodniego Zrzeszenia „WiN”. Był aresztowany, torturowany w śledztwie i początkowo skazany na karę śmierci. Ostatecznie odbywał wyrok długoletniego więzienia.
Z inicjatywy samorządu gminy Tarnów, sierżant Jandziś został pośmiertnie odznaczony przez Prezydenta RP Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski oraz mianowany na stopień podporucznika. Pierwsze z wydarzeń miało miejsce w czasie uroczystości 11 listopada w hali w Koszycach Wielkich.
O postaci Jana Jandzisia i zamachu na Sobolewa redaktor Adam Sikorski w 2011 roku zrealizował film dokumentalny z cyklu  „Było... nie minęło” zatytułowany „Zamach na sowietnika” – wielokrotnie emitowany przez TVP.

W gminie Tarnów zostały zorganizowane pierwsze w regionie obchody Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Było to już 1 marca 2011 roku.

Dzięki badaniom historycznym, które zlecił gminny samorząd, udało się poznać okoliczności zbrodni popełnionej przez Niemców na terenie Koszyc Małych, ustalić nazwiska pomordowanych i wskazać dotąd nieznane miejsce pochówku ofiar. Sprawą zainteresowała się prokuratura Instytutu Pamięci Narodowej, która wszczęła śledztwo i potwierdziła wcześniejsze ustalenia gminy. Obecnie zapadła decyzja o pracach ekshumacyjnych na terenie Koszyc Małych oraz identyfikacji pomordowanych. Pod koniec 1939 roku zamordowano prawie czterdziestu mieszkańców Powiśla Dąbrowskiego. Byli to zarówno gospodarze, którzy odmówili dostarczenia tak zwanych kontyngentów, jak i ci, którzy nie oddali w porę broni pozostawionej przez wycofujących się polskich żołnierzy we wrześniu 1939 roku. Jedenastu więźniów zastrzelono w Rzuchowej, nad starym korytem rzeki Białej, kilkaset metrów od obecnej granicy gminy Tarnów. Następnie zostali oni zepchnięci w dół do koryta. Tam leżeli do wiosny 1940 roku, a potem zostali zakopani w pobliżu. Pozostali zostali rozstrzelani w lesie „Skala” i lesie „Żabinki” na terenie Koszyc Małych przy granicy z Rzuchową i zakopani w miejscu rozstrzelania. W 1962 roku z inicjatywy mieszkańca Koszyc Małych Jozefa Głuszaka - byłego więźnia obozu w Auschwitz - została przeprowadzona ekshumacja pomordowanych. W rezultacie zostali oni pochowani na cmentarzu z I wojny w Szczepanowicach, natomiast 17 zamordowanych na terenie Koszyc Małych także ekshumowano i pochowano w dwóch mogiłach zbiorowych na pobliskim cmentarzu z I wojny. Ponadto, zdaniem mieszkanki Koszyc Małych Ireny Celmer, nie została ekshumowana jeszcze jedna mogiła w lesie „Skala”, gdzie spoczywa prawdopodobnie kilkanaście osób.

Jak podkreśla prowadzący badania Adam Ryba – Od kilku lat dysponowaliśmy sporządzoną przez władze niemieckie listą rozstrzelanych pod koniec 1939 roku mieszkańców Powiśla Dąbrowskiego. Natomiast dzięki przeprowadzonej kwerendzie archiwalnej, wyjaśnieniom Ireny Celmer z Koszyc Małych i wspomnieniom Wandy Armaty- krewnej dwóch zamordowanych mężczyzn - teraz możemy z bardzo dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, że na terenie Rzuchowej i Koszyc Małych rozstrzelano tamte osoby.

Z wojną o dopiero co odzyskaną niepodległość jednoznacznie kojarzy się postać ks. Walentego Mroza, którego postać została lepiej poznana dopiero nie tak dawno. Bohaterskim księdzem zainteresował nas Piotr Pudłowski z Nowodworza. Ks. Walenty Mróz urodził się w 1889 roku, w Woli Rzędzińskiej. Ukończył I Gimnazjum, a następnie Wyższe Seminarium Duchowne w Tarnowie. W czasie wojny polsko – bolszewickiej został zmobilizowany i przydzielony od 1 sierpnia 1920 r. do 201 pułku kawalerii. Był to naprędce organizowany, wobec ogromnych niedostatków na froncie, pułk zapasowy, który później został przemianowany na 3 Pułk Szwoleżerów im. Jana Kozietulskiego. Nawiązywał on do tradycji 1 Lekkokonnego Pułku Szwoleżerów Gwardii Cesarskiej, którego szwadron w czasie wojny Napoleona z Hiszpanią w 1808 r. rozbił hiszpańską obronę śmiałą szarżą w wąwozie Somosierra.

Ksiądz Mróz był kapelanem 3 Pułku. Przeszedł szlak bojowy pułku od walk opóźniających bolszewickie natarcie nad Bugiem, aż do zagon na Korosteń pod Kijowem, gdzie pułk stoczył walkę z pociągiem pancernym „Subotkin”, a trzeci szwadron rozbił bolszewicki pułk piechoty. Kapelan ze swym pułkiem brał także udział w Bitwie Warszawskiej. Od 14 do 17 sierpnia pułk walczył w rejonie Warszawy, brał udział w krwawych bojach pod Nieporętem, Ćwiklinem i Baboszewem.  Szczególnie pod dwiema ostatnimi miejscowościami szwoleżerowie stoczyli bardzo ciężkie walki. Walcząc pieszo, gdy wyczerpali ostatnie naboje, ruszyli na nieprzyjaciela na bagnety. Po zakończeniu wojny ksiądz został zdemobilizowany, ale wpisany do ewidencji kapelanów rezerwy. Od lipca 1921 r. rozpoczął posługę wikariusza w parafii w Lisiej Górze. Następnie w Łukowej i Przydonicy. W czasie okupacji był proboszczem w Porębie Radlnej. W pamięci parafian zapisał się jako ten, który nie lękał się Niemców. Ukrywał Żydów, przechowywał odbiornik radiowy, w tajemnicy przed okupantem wywiózł do lasu i schował dzwony, które Niemcy masowo rekwirowali. Po wojnie ksiądz Mróz był administratorem parafii w Bielczy, a potem proboszczem w Tymowej.  W 1958 roku, gdy po zakończeniu tzw. „Polskiego Października” komunistyczna władza zaczęła znów usuwać z przestrzeni publicznej wizerunki krzyża, wielu kapłanów, obawiając się represji, zachowało obojętność. Natomiast ksiądz Mróz z całą stanowczością bronił krzyży, co skrupulatnie odnotowano w raportach. Z probostwa w Tymowej ks. Mróz zrezygnował w 1964 roku i został przeniesiony do Domu Księży Emerytów, gdzie zmarł 4 lata później. Został pochowany  na cmentarzu parafialnym w Woli Rzędzińskiej.

W Woli Rzędzińskiej bardzo prężnie działała placówka Armii Krajowej. Pierwsza drużyna Związku Walki Zbrojnej została utworzona w tej miejscowości na początku 1940 roku. Później drużyna została rozbudowana do wielkości plutonu, a zastępcą jego dowódcy został sierżant Aleksander Furmański. Z czasem organizacja zmieniła nazwę na Armia Krajowa. Furmański był przedwojennym żołnierzem zawodowym. W batalionie „Barbara” 16 PP AK był dowódcą plutonu łączności i głównym minerem batalionu.
Podczas działań partyzanckich w południowej górzysto-lesistej części powiatu tarnowskiego sierż. Furmański zorganizował łączność pomiędzy kompaniami. Odznaczył się też w roli minera batalionu, np. podminowaniem i wysadzeniem pociągu pod Pławną oraz podobną akcją przerwania łączności kolejowej w okolicach Gromnika.
Po wkroczeniu Armii Czerwonej na ziemię tarnowską i rozwiązaniu Armii Krajowej Furmański organizował komórkę WiN-u w gminie Gumniska. Pracował w Zrzeszeniu intensywnie około roku. Po pierwszych aresztowaniach towarzyszy razem z kilkoma uczestnikami miejscowej konspiracji antykomunistycznej w połowie 1946 r. przeniósł się na tzw. ziemie odzyskane, a następnie do amerykańskiej strefy okupacyjnej. Po przemianach w Polsce i zapowiedziach zmiany polityki względem byłych żołnierzy AK, w grudniu 1956 r. powrócił do rodzinnej miejscowości. Do śmierci w 1975 r. nie doczekał się uznania swoich zasług ze strony państwa polskiego. Z inicjatywy wójta gminy Tarnów Prezydent RP odznaczył go Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski i awansował na pierwszy stopień oficerski.
Między innymi żołnierzom Armii Krajowej został poświęcony pomnik w centrum Woli Rzędzińskiej, ufundowany przez mieszkańców w 1956 roku. Na cokole pomnika nazwiska poległych żołnierzy plutonu AK z Woli Rzędzińskiej. 
Gmina Tarnów naznaczona jest jeszcze inną tragedią. W czerwcu 1942 roku, w czasie likwidacji tarnowskiego getta, około ośmiu tysięcy Żydów zostało wywiezionych  do lasu „Buczyna” w Zbylitowskiej Górze i tam rozstrzelanych. Ponadto w tym miejscu Niemcy przez cały okres okupacji rozstrzelali także około tysiąca Polaków, głównie  więźniów Gestapo w Tarnowie.

Z okazji Narodowego Święta Niepodległości warto pamiętać o miejscach tragicznych walk o wolność naszego kraju oraz o bohaterskiej postawie wielu mieszkańców związanych także z gminą Tarnów. Warto zapalić znicz i oddać się refleksji nad heroizmem ludzi, którzy dla nas, współczesnych, nie bali się ryzykować, by oddać własne życie. {Play}